wtorek, 2 lutego 2016

Ekstraliga dla Piratów

Kiedyś stwierdziłem, że fajnie by było zagrać w reprezentacji Polski. Później zobaczyłem poziom reprezentacji i dotarło do mnie, że zbyt odbiegam od tych chłopaków. Za późno zacząłem grać w baseball. Zmieniłem koncepcję i stwierdziłem, że fajnie by było zagrać w Ekstralidze, czyli przeciwko najlepszym graczom w kraju. W tym sezonie ten cel się ziści.


Mój debiut w Piratach Władysławowo to rok 2010. Do dziś pamiętam niesamowity stres na pierwszym meczu. Nie wspominam go dobrze. Nie cieszyłem się grą, tylko panikowałem. Marzyłem, żeby ten mecz się jak najszybciej skończył. Potem zacząłem się zastanawiać czy brnięcie w bardziej profesjonalny baseball było dobrym pomysłem? Przez poprzednie 4 lata dobrze bawiliśmy się z kumplami na podwórku. No i byłem najlepszy... Teraz wszystko się zmieniło.

W sprawach dla mnie ważnych, należę do ludzi, którzy zaciskają zęby i brną do przodu. Gdy spadam z konia, otrzepuję się i wskakuję na niego ponownie. Z baseballem było podobnie. Przychodziły kolejne mecze, człowiek powoli się zaznajamiał z nowym wymiarem tej gry i cały czas próbował. Na koniec sezonu 2010 udało mi się zaliczyć pierwsze, prawidłowe baseballowe odbicie (hit). To był przełom. Patrzałem na tych wszystkich chłopaków, zarówno z mojej drużyny, jak i z innych i wiedziałem jedno - są lepsi. Oni wszyscy są ode mnie lepsi. Ale przecież mogę to zmienić.

Nadszedł sezon 2011 i coraz bardziej wdrażałem się w ten prawdziwy baseball. Były mecze gorsze i lepsze, jak to w życiu. Ostatecznie z Piratami wygraliśmy II ligę i uzyskaliśmy awans do I ligi. W kolejnym sezonie PZBALL zlikwidował II ligę i tak utknęliśmy w I lidze na kolejne 2 lata. Graliśmy tam w 2012 i 2013 roku. Powoli człowiek miał dość. Ciągle Ci sami przeciwnicy, ciągle te same drużyny i boiska. Czasami zalatywało straszną amatorką. Tak naprawdę poza samymi zawodnikami, każdy miał w dupie I ligę. Takie odnosiłem wrażenie.

Czasami graliśmy w Kutnie, gdzie na dwóch boiskach równocześnie trwały mecze Ekstraligi i I ligi. W przerwie meczu, często szedłem na trybuny oglądać najlepszych zawodników w kraju. Miałem wówczas tylko jedną myśl: "Muszę kiedyś zagrać w Ekstralidze.".

Pod koniec sezonu 2013, Piraci wycofali się z rozgrywek z powodu braków kadrowych. W 2014 roku nie wystartowaliśmy w żadnej lidze. Mogłem wtedy nawiązać współpracę z jakąś drużyną Ekstraligową, ale nie chciałem. To by było zbyt łatwe, to by było w jakimś sensie oszustwo dla mnie. Nie chciałem zagrać w najwyższej klasie rozgrywkowej w taki sposób. Było dla mnie za wcześnie. Nie chciałem grzać ławy. Postanowiłem nawiązać współpracę z Rawą Katowice i to była bardzo dobra decyzja. W drużynie Rawy odbudowałem swoją pewność siebie. Nie ukrywam, że w Piratach zawsze byłem (byliśmy) traktowani jako Ci słabsi gracze, ale rozumiem to, bo to samo jest w Bełchatowie. Zawsze inaczej jako trener patrzę na zawodników z którymi gram 10 lat, a inaczej na osoby nowe. Tak samo było w Piratach. Nieco inaczej sytuacja wyglądała w Rawie, gdzie z marszu wbiliśmy się w pierwszy skład i grupę najlepszych graczy na których nie raz spoczywały losy meczów. To był znakomity sezon i znakomici, nowo-poznani ludzie.

W 2015 roku, Piraci powrócili do rozgrywek na szczeblu I-ligowym. Oczywiście czułem się zobowiązany wrócić do drużyny - matki. Sezon był krótki, bo to zaledwie 8 meczy. Wygraliśmy aż 7, a ja osobiście rozegrałem bardzo dobry sezon, jeden z najlepszych w karierze. Uzyskaliśmy awans do Ekstraligi. Radość była duża, ale ja się nie cieszyłem - ja się bałem. Patrząc na sytuację kadrową, wydawało mi się, że nie damy rady zagrać w ekstralidze. Byłem jednym z nielicznych, którzy od razu po turnieju finałowym tak myśleli. Reszta raczej na razie nie myślała o przyszłości i cieszyła się chwilą. Z boksu słychać było jednie: "na pewno zagramy w ekstralidze". We mnie wciąż siedziało ziarno niepewności.

W styczniu zadzwonił do mnie trener i przekazał mi wiadomość, którą się spodziewałem usłyszeć: "Nie gramy w ekstralidze, zagramy w Pucharze Polski i I lidze". Starałem się robić dobrą minę do złej gry, choć z mojego głosu z pewnością dało się wywnioskować, że jestem srodze zawiedziony. W końcu uzyskaliśmy ten awans, sami, nikt nam w tym nie pomógł. Pracowaliśmy ciężko przez tyle lat i w końcu się udało. A teraz znów mieliśmy grać w I lidze. Znowu Ci sami przeciwnicy. Oczywiście sama gra w baseball cieszy, ale człowiek czuł jakąś rezygnację. W końcu gra się po to, aby wygrywać, aby grać z coraz lepszymi przeciwnikami, aby być najlepszym! A ja wciąż śniłem swój sen o Ekstralidze.

Około dwóch tygodni później ponownie zadzwonił do mnie trener i usłyszałem tylko "Na 70% gramy jednak w Ekstralidze". Nie jestem w stanie opisać radości jaką wtedy poczułem. Kadrowo wspierać ma nas paru chłopaków z Warszawy. Dzięki temu, zagramy w Ekstralidze. W końcu, po 6 latach gry z Piratami - zagramy z najlepszymi w kraju. I uważam, że mamy szansę. Z każdą drużyną mamy szansę wygrać. Ekstraliga to przede wszystkim prestiż, duża liczba meczy i duże koszta.

Nie mogło się chyba przydarzyć nic lepszego na 10-lecie mojej gry w baseball (nie licząc dzieciństwa). Tak więc teraz tylko zakupy (zamierzam zainwestować w sprzęt dla siebie około 1000zł) i ostry trening. W lutym/marcu zamierzam również jechać do Władysławowa na małe zgrupowanie.

I wiem jedno - to będzie bardzo ciekawy sezon. Już nie mogę się doczekać. 

1 komentarz: