wtorek, 28 lutego 2012

Z miłości do tej gry...

Ja na zdjęciu podczas wichury śnieżnej z 30.12.2009r.

Dzisiejsza pogoda była fatalna. Lekko powyżej zera, rano padał śnieg, później deszcz, straszna ciapa, mokro. Mimo to byłem na dworze pograć w baseball. Zanim dotarłem na boisko, byłem przemoczony, a zwłaszcza buty. Dodam, że 2 dni temu od treningu w złym obuwiu zrobiły mi się pęcherze wypełnione krwią na stopach. Mimo to… trening sprawił mi mnóstwo radości. W drodze powrotnej zacząłem się zastanawiać, ile jestem w stanie zrobić z miłości do tej gry… Zacząłem również sporo myśleć i doszedłem do wniosku, że… grałem już w każdych warunkach.

Deszcz

W deszczu czy też bezpośrednio po deszczu trenowałem bardzo często, ba chyba najczęściej. To dość naturalne zwłaszcza, że w okresie letnim i jesiennym deszcze w Polsce występują stosunkowo bardzo często, a w ostatnich latach to nawet na wiosnę. Najbardziej w pamięci jednak zapadł mi trening bodajże w 2007 roku, gdy już wszyscy chcieli kończyć przemoczeni, część osób poszła już do domu. Zostałem chyba ja, Arek i Krychol. Poprosiłem ich, żeby mi poodbijali, gdyż chciałem poćwiczyć obronę. Łapałem tak dobre 40 minut, niejednokrotnie ofiarnie rzucając się do piłek, dzięki czemu przemoczyłem się już kompletnie. Inną sytuacją jaką pamiętam bardzo dobrze była straszna ulewa która nadeszła gdy graliśmy jeszcze pod torami. Gdy już zmoknęliśmy i zaczęło jeszcze mocniej padać, postanowiliśmy przeczekać deszcz pod rampą na skate parku. Po pół godziny deszcz ustał, niestety nasze koszulki były całe mokre, zimne i przyklejały się do skóry, przez co reszta chłopaków zrezygnowała z dalszej gry. Niejednokrotnie w czasie większego deszczu, głównie w trosce o sprzęt, chowaliśmy się pod jakimś dachem i po prostu czekaliśmy aż przejdzie, lub osłabnie deszcz.

Burza

Wprawdzie zazwyczaj wraz z początkiem burzy, kończyliśmy mecze czy treningi, głównie ze względów bezpieczeństwa (zwłaszcza, że graliśmy już aluminiową pałką). Jednak mimo wszystko pamiętam parę ciekawych sytuacji. Przede wszystkim znów rok 2007 i początek burzy. Straszna wichura się zrobiła, miotałem. Chciałem rzucić fastballa, a wiatr zrobił z mojego fastballa dość porządnie podkręconą. To był najdziwniejszy narzut w moim życiu. Zdarzało się, że burzę również staraliśmy się przeczekać pod zadaszeniem, jednak po godzinie zwykle rezygnowaliśmy z dalszej gry.

Wiatr

Tutaj myślę, że w ogóle nie ma o czym mówić. Gra w wietrznych warunkach to norma. Ale bywa i tak, gdy wieje naprawdę niezwykle silny wiatr. Gra z pewnością jest wtedy znacznie utrudniona, ale dla nas to niewielka przeszkoda.

Śnieg

Niestety nie stać nas było na wynajem sali, a wytrzymanie tyle czasu bez baseballu było niemożliwe w moim przypadku, dlatego też bardzo często graliśmy czy trenowaliśmy w śniegu. Jeżeli pokrywa śnieżna nie było jeszcze za duża (do 20cm) dało się dość normalnie trenować, w przypadku większej, trzeba było trening dostosować i prowadzić go nieco inaczej. Zdarzał się również trening gdy śniegu było do kolan, przyjemne diving catche czy wślizgi na śniegu – to na pewno zapamiętałem.

Wichura śnieżna

Najbardziej utkwił mi w pamięci mecz z 30 grudnia 2009 roku, gdy zaraz po rozpoczęciu rozpętała się prawdziwa śnieżyca. Pamiętam, że grałem wtedy przez chwilę na zapolu i poza gęsto padającym śniegiem, niewiele widziałem.

Mróz

Zdarzały się treningi w mrozie i to niejednokrotnie. Rękawice w mrozie straszliwie sztywnieją, co utrudnia grę. Z tego co pamiętam najniższa temperatura w jakiej grałem miała -28 stopni.

Grad

Pamiętam tylko jedną sytuację, gdy graliśmy podczas gradu. Zaczęliśmy już grać w grudniu 2009 roku, gdy nagle zaczął padać grad. Na szczęście ustąpił po chwili.

Ciapa

Takie treningi zdarzały się parokrotnie. Z reguły staramy się odpuszczać w dni konkretnej ciapy, ale nie raz mimo to gramy. Tak było na przykład dziś, jednak nie tylko. Wspomnę choćby po raz kolejny mój najprzyjemniejszy wślizg w życiu w 2008 roku na 3 bazę, gdy przejechałem na plecach jakieś 4 metry i byłem pokryty od stóp do głów błotem. Mimo wszystko był safe i tylko to dla mnie się liczy.

Upał

Przeszkodą w treningach jest nie tylko ziąb, czy opady, ale także słońce. Poza tym, że w czasie upałów zużywa się mnóstwo wody, to gra jest niezwykle uciążliwa. Oczywiście mówię tutaj o prawdziwym upale ponad 30-stopniowym. Zdarzały się i takie treningi. Pamiętam jeden z 2009 roku na szkolnym boisku, gdy przyszedł do nas konserwator ze szkoły, który kosił trawę i podziwiał nas jak nam się chcę w taki upał. Fakt, iż dwór był wtedy pusty, a stopni było chyba 33.

Ciemność

Może dla niektórych wyda się to śmieszne, ale tak… graliśmy nawet w ciemności. Takie sytuacje zdarzały się w latach 2006-2007, gdy po prostu chcieliśmy dokończyć skromny meczyk. Zdarzało się, że mimo to przerywaliśmy w końcu, bo.. gubiła się piłka. Najbardziej w pamięci jednak utkwił mi jeden z meczy bodajże z 2007 roku, który za wszelką cenę postanowiliśmy dokończyć. Pamiętam, że oceniałem gdzie poleci piłka po ustawieniu się pałkarza, oraz po dźwięki, bo piłki po prostu nie było widać. Koniec meczu, mieliśmy remis i dogranie zmiany. Ja byłem na pałce. Piłki nie widać. Mimo to odbijałem po cieniu piłki, który było widać od latarni oddalonej parenaście metrów i udało się. Wystarczyło odbić, co też było problemem, pamiętam że wzdłuż 3 bazy i wygraliśmy. Niesamowite wspomnienie po latach.


Patrząc na to wszystko można powiedzieć, że grałem w każdych warunkach. Nie straszne mi żadne warunki, brud, czy cokolwiek. Jestem w stanie znieść wszystko… z miłości do tej gry…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz