Wracam do domu, rzucam tornister i już tylko czekam. Snuję się po domu bez celu, wypełniam czas czymkolwiek. Chciał bym aby była już godzina 16. Wybija jednak godzina 15, jem obiad, w tym samym czasie z nieba zaczyna lać deszcz. Chyba nigdy w życiu nie byłem tak wkurzony jak wtedy. Deszcz ustał, idę na dwór sprawdzić stan terenu. Nie jest źle. Wybija 16. Przychodzi Damian, Arek i Kuba. Idziemy za blok i zaczynamy przenosić piach z podwórkowej piaskownicy na niedaleki teren, jednak po raz kolejny następuje oberwanie chmury... chowamy się pod dachem pobliskiego lidla. Zdenerwowanie sięga zenitu. W końcu deszcz ustał, ale piach był mokry i ciężki... Mimo to pracujemy w pocie czoła, aby zdążyć. Nosimy kilogramy piachu w reklamówkach i własnych bluzach na pobliski teren, który miał być naszym nowym boiskiem. Udaje nam się zdążyć na czas... Przychodzi reszta chłopaków, a na niebie pojawia się słońce. W końcu słońce! Idę do domu po pałkę z lasu, specjalnie wystruganą i piłkę tenisową. Możemy zaczynać mecz. Marzenie z dzieciństwa właśnie się spełnia. Po kilku latach znów mogę zagrać w baseball na swoim podwórku. Udało się!
19 maj 2006r. Tak wyglądały przygotowania do pierwszego meczu KSSP Bełchatów w historii. Dalej kolorowo nie było nigdy... ale jakoś się udało i wciąż istniejemy. To już 8 lat. I choć powtarzali rodzice i znajomi, że to nam się znudzi, że szkoda pieniędzy na sprzęt, że pójdziesz do pracy to nie będzie Ci się chciało - nie mieli racji.
Lata mijają, a my wciąż gramy. Bez żadnego wsparcia finansowego, bez stabilnej kadry, bez własnego boiska, bez porządnego sprzętu. Wielu by narzekało, wielu by nie widziało sensu, wielu by się poddało... ale nie my. Nasza miłość jest zbyt wielka.
Tak wyglądał początek historii naszej drużyny, która wciąż trwa. I po tych ośmiu latach wiem jedno... - Boże, dziękuję Ci za baseball.
#58 OsA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz