piątek, 20 czerwca 2014

Dwa mecze z kontuzją na koniec...

Kolejne dwa mecze z Rawą Katowice w ramach I ligi baseballu za mną. Tym razem przyszło nam się mierzyć we wsi pod Częstochową, co było naszym najbliższym wyjazdem "na ligę" w historii (60km). Graliśmy praktycznie w środku lasu na równiutkim boisku piłkarskim. Smutny był fakt, iż wszędzie poza "boiskiem" był homerun, choć z prawej strony było tylko 65m. Po co więc istnieje w ogóle regulamin polskiej ligi? Generalnie trochę mnie uderza obecne podejście do I ligi. Ja rozumiem, że miało być bardziej lajtowo, ale niekiedy to już po prostu przesada i niektóre rzeczy kilka lat temu, gdy grałem z Piratami w I lidze były nie do pomyślenia.


Pierwszy mecz rozegraliśmy z drużyną Defenders Częstochowa. Muszę przyznać, że jestem pełen podziwu jak ta drużyna rozwinęła się w tak krótkim czasie. Porównując pierwszy turniej z tym wczorajszym - niebo a ziemia. Defendersi grali bardzo dobrze, ale my jako Rawa jeszcze lepiej. Uważam, że rozegraliśmy całkiem niezły mecz. Nie obyło się bez kilku błędów, ale one zdarzają się w każdym meczu. Z mojej strony na pałce:
3 wolne bazy
1 hit (?)
1 strike out
W obronie natomiast grałem na 1 bazie i miałem chyba 3 piłki w moją stronę (2x fly out, 1 groundaut) oraz jeden double play - fly aut na popie i dogranie na 3 bazę.
Niestety mecz przegraliśmy 14:13, ale moim zdaniem spowodowane to było błędnymi decyzjami trenerskimi. Wpuszczanie na górkę początkujących miotaczy w końcówce meczu, gdy prowadzimy 2 obiegami, nie jest dobrym pomysłem. Generalnie drużyna oceniła ten mecz bardzo źle, a moim zdaniem nie potrafią trzeźwo i obiektywnie spojrzeć na przebieg całego spotkania.


Drugi pojedynek był podobny do pierwszego, z tym że na górce stanął najlepszy miotacz Rawy - Paweł Sitko. Gepardy odbijali go jednak bez problemów, ale wysokości zadania stanęła obrona, choć tak jak w meczu poprzednim nie obyło się bez kilku błędów. Na pałce w moim wykonaniu mecz gorszy.
2x fly out
1 baza po errorze
1 baza po fielder choice
W obronie także na 1 bazie, tym razem 0 piłek w moją stronę. Niestety pod koniec meczu wdałem się w gonitwę i nie dość, że skończyła się autem, to w dodatku doznałem kontuzji... paznokcia. Dokładnie naderwanie paznokcia u stopy. Myślałem, że to nic poważnego i kuśtykając dotrwałem do końca meczu (na szczęście po tym zdarzeniu już nie musiałem odbijać), dopiero po meczu i po ściągnięciu buta i skarpety, zobaczyłem co się stało.

Co dalej w związku z kontuzją i jutrzejszym turniejem? Nie mam pojęcia. Wczoraj było źle, dzisiaj jest już trochę lepiej, ale z bieganiem może być problem. Myślę nad wieloma wariantami. Póki co nie dopuszczam myślę, że mógłbym opuścić jutrzejszy turniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz