piątek, 29 kwietnia 2016

Z baseballem aż do śmierci

Gdy byłem młodszy dużo marzyłem. Marzę i dziś, choć teraz nieco inaczej. Nie tyle bardziej przyziemnie, co po prostu zmieniły mi się poglądy i styl życia. Gdy zaczynałem swoją baseballową wędrówkę życiową, nigdy nie sądziłem że kiedyś zagram na profesjonalnym boisku. To miała być zabawa, świetny sposób na spędzenie wolnego czasu. Później dowiedziałem się o polskich drużynach baseballowych i o polskich boiskach. Jednak była to dla mnie abstrakcja, do tego stopnia, że kiedyś myślałem o tym, aby napisać do jakieś drużyny czy można od nich kupić piłeczkę z podpisami całej drużyny. W 2009 roku po raz pierwszy pojawiłem się w Kutnie. Zakochałem się w Centrum Małej Ligi. Jednak wciąż nie widziałem siebie na tych boiskach - co najwyżej na trybunach. Mój baseball rozgrywał się pod torami, gdzie spędzaliśmy całe dnie odbijając piłeczkę i wzbudzając zainteresowanie okolicznych mieszkańców. Kutnowskie boiska były dla mnie tak niesamowite, że na pamiątkę zabrałem troszeczkę mączki do domu.

Przełomowy był rok 2009, kiedy zacząłem trenować  baseball. Przez 3 lata tylko grałem w baseball, podwórkowy baseball. Trening to jednak już zupełnie co innego. Nie trenowałem bez celu, bo w 2010 roku, miałem zadebiutować na prawdziwym boisku baseballowym w prawdziwym meczu baseballowym. Tego meczu nigdy go nie zapomnę.

Był ciepły kwietniowy dzień. Policzki smyrał delikatny wiatr, a w powietrzu unosił się zapach świeżo skoszonej trawy. Przyjechałem do Osielska 2 godziny przed meczem. Obiekt prezentował się wspaniale. Był to mecz Pucharu Polski i jako Piraci Władysławowo stanęliśmy naprzeciwko gospodarzom – Dębom Osielsko. Różnicę poziomu było widać. Rozegrałem cały mecz na 1 bazie. Nie mogłem się doczekać końca tego meczu. Takiej dawki stresu dawno nie przeżyłem. Modliłem się tylko o to, aby nie było odbić w ziemię, aby nie było podań do mnie, aby nie zepsuć żadnej zagrywki. Nie raz stojąc przy 1 bazie, czułem jak trzęsą mi się nogi. Dodatkowo w wielu momentach nie wiedziałem jak się zachować. Czułem się jak dziecko nieumiejące pływać, które ktoś wrzucił do głębokiego basenu. I mimo iż z mojej perspektywy moja gra była kiepska – o dziwo, większość mnie chwaliła. W polu miałem tylko 1 błąd, na pałce 0 hitów, ale na bazę jakoś udało mi się dotrzeć. Przegraliśmy 13:3 po 8 zmianach.

drodze powrotnej zacząłem rozmyślać: Czy było warto się w to pchać? Czy warto było iść w ten „profesjonalny” baseball? Czyż nie lepiej było pozostać na podwórku i grać nadal nasze emocjonujące mecze pod torami? Byłem rozdarty i nie przeszło to od razu. Dużo wody w Wiśle upłynęło, zanim poczułem – tak, było warto.

Po przegranym Pucharze Polski, przyszedł czas na Turniej o Puchar Północy. Tutaj już stres był mniejszy, ale nadal bez hitu. Powoli zaczynałem rozumieć specyfikę prawdziwej gry w baseball, bo nie oszukujmy się – wygląda to inaczej niż na podwórku. Denerwowało mnie tylko to, że wciąż nie mogłem zaliczyć czystego odbicia, pomimo iż na podwórku byłem najlepszy.

W październiku mieliśmy zagrać ostatnie 2 mecze towarzyskie z Diamentem Piła, wspomaganym przez zawodników Dębów. Przed meczami już wiedziałem – teraz albo nigdy. Niestety po pierwszym meczu para ze mnie uszła. Niewiele zdziałałem w ataku, poza wolną bazą. Byłem przybity, przygnębiony i złe myśli wróciły – jestem za słaby, niepotrzebnie w to brnąłem. Kocham baseball, ale wystarczy mi gra na podwórku. Przyszedł jednak drugi mecz, który rozpoczął się od strike outu. Morale upadły na samo dno. Jednak nie zamierzałem dawać za wygraną. Będę próbował do samego końca i... opłaciło się. W końcu wybiłem pierwszego hita w swojej karierze na profesjonalnym boisku. Radość była ogromna i to był chyba ten moment kiedy sobie uświadomiłem – tak, warto było w to brnąć. Chcę być coraz lepszy, chcę grać w baseball aż do śmierci.


Nigdy nie byłem i nie uważałem siebie za jakiegoś super zdolnego zawodnika. Jako dziecko nie byłem typem sportowca, nie miałem rozwiniętych odpowiednich mięśni, a sam baseball zacząłem trenować (nie mylić z grą podwórkową) dopiero w wieku 19 lat. To wszystko składa się na to, że wiem o tym iż wielu zawodników po prostu nie sposób już dogonić. Ale to już dla mnie nie ważne. Czasy gdy marzyłem o grze w MLB czy Reprezentacji Polski minęły. Teraz marzę tylko o jednym... marzę o grze w baseball. Gdziekolwiek – czytałem jakiś czas temu o czeskiej, softballowej lidze dla ludzi starszych. Myślę, że to dla mnie dobra opcja na stare lata :)

A radość z pierwszego hita w karierze, wyglądała tak: 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz